Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Krzyżykowego szału ciąg dalszy, czyli kolejne projekty

Wakacje prawie za nami, niemal dwa miesiące nie było mnie widać na blogu, a przez ten czas codziennie dzielnie wyszywałam kolejne mniejsze i większe obrazki. Powstała kolejna zakładka do mojej kolekcji, tym razem z motywem morskim. To jeden z tych mniejszych projektów, nie poprzestałam jednak na mikrusach. Tak jak pisałam w poprzednim poście zabrałam się za kolejny nieco większy obraz, o wymiarach mniej więcej 30 x 40. Poniżej krótka fotorelacja z postępów ;) 4-ty dzień i pierwsze 3500 krzyżyków za mną.  Tydzień drugi. Tydzień czwarty, a na początku łudziłam się, że skończę w miesiąc :) Tydzień szósty i ostatnia prosta przede mną. No i w końcu po 9 tygodniach obraz ukończony, poniżej jeszcze przed praniem. I już po praniu, różnica w kolorystyce jest efektem innego oświetlenia ;) I kilka zbliżeń na efekt końcowy. Taki obrazek wyszyty co do krzyżyka to świetna szkoła, nauczyłam się jak mocno naciągać nitk

O tym co mnie pochłonęło na dwa miesiące...

Od dwóch miesięcy na blogu cicho i pusto, a wina leży po stronie nowej pasji, która pochłonęła mnie całkowicie. Chodzi mianowicie o haft krzyżykowy, do którego od dawna się przymierzałam, tylko nie bardzo wiedziałam od czego zacząć ;) Tak więc od dwóch miesięcy codziennie i konsekwentnie wyszywam moje krzyżyki. Zaczęłam od niewielkich jedno lub dwukolorowych wzorków, z których planuję zrobić zakładki. Do wykończenia ich brakuje mi jeszcze kilku rzeczy, jak już będą gotowe, pochwalę się nimi w nowym poście. Po spróbowaniu swoich sił w mikrohafcikach, poszłam dalej i wyszyłam obrazek w formacie A4. Tak wyglądały początki zabawy, obrazek powstawał dość szybko. Całość zajęła mi około 1,5 miesiąca, ale w tym czasie zdarzały się momenty, że przez tydzień nie wzięłam igły do ręki. Obrazek zawiera masę błędów i niedociągnięć, ale był to dla mnie świetny trening, nauczyłam się stawiać równiutkie krzyżyki (choć czasem się jeszcze zdarzy koślawiec), zaczynać i zakańcza

Szyciowe love w natarciu ;)

Odkąd odkopałam maminą maszynę ciągle myślę tylko, żeby coś uszyć. Pomysłów mam tysiące, niestety brak funduszy na materiały mnie stopuje. Próbuje zatem wykombinować coś z tego co zalega od lat w szafie. Tym razem wyciągnęłam kawałek materiału, którym kiedyś obijaliśmy kanapę i poduchy, no i resztki pościelowej bawełny. Oto co powstało z tego połączenia: Nr. 1. kosmetyczka. Obecnie służy do przechowywania akcesoriów do mojego nowego bzika - haftu krzyżykowego. Z tego uszytku jestem zdecydowanie zadowolona, zanim udało mi się z tą zmarnowałam sporo materiału na inne ;) Nr. 2. rolowane etui na szydełka, jeszcze jeden mój bzik ;) jeszcze nie zamontowałam w nim zapięcia, waham się między napą, a magnesem. Całość wyszła mi baaaardzo krzywo i niedokładnie, jeszcze sporo wody upłynie zanim opanuję kwestię ustawień maszyny ;)

Potworek Borys

Coś mnie ostatnio wciągnęło szycie. Zarówno ręcznie jak i na maszynie. Tym razem zmajstrowałam kolejnego potworka do kolekcji, trochę większego, niż dotychczasowe.

"Nowe" zeszyty

Już jakiś czas przymierzałam się do uszycia okładek do zeszytów, takich materiałowych, ze szmatek z odzysku. No i w końcu udało mi się. Oto co zmajstrowałam. Numer 1. pierwszy i jak na razie najbardziej satysfakcjonujący uszytek, to okładka z płótna, chyba lnianego. Ozdobione taśmą żakardową z maminych zbiorów (bardzo ją lubię za połączenie kolorów i wzór). Okładka uszyta była na kalendarz w twardej oprawie, ale nada się też na zeszyt, albo książkę niezbyt grubą. Numer 2. Uszyta tą samą metodą okładka ze starego obrusu, z kieszenią, również z odzysku. Tutaj rozmiar dopasowany do zeszytu z twardą oprawą. Oby dwie okładki są w 100% uszyte ręcznie. Numer 3. Mój pierwszy maszynowy uszytek. Okładka usztywniona flizeliną i tekturą, kartki wszyte tradycyjną metodą. Łącznie 48 kartek do bazgrania.